Styczniowy post był dosyć optymistyczny. Jak na mnie, to aż niebywałe! To prawda, co pisałam. Z każdą chwilą, dniem, tygodniem W. jest większy i radośniejszy. Daje nam więcej, reaguje, krabelnuje, wstaje.. Niebawem pewnie zacznie chodzić, ten malutki człowieczek.. :) Jestem spełniona. Nie ma chyba nic piękniejszego od rodziny i to kochającej się. Oczywiście brakuje pracy, brakuje bardzo. Ale to jest inny dział życia. Nigdy nawet nie będzie porównywalny z życiem prywatnym. Współczuję jeśli komuś się to pomiesza.. Załatwiłam swoje niedopowiedzenia i jestem przeszczęśliwa. Czułam się bardzo źle, wręcz niewygodnie. Kiedy jednak powiedziałam, jak się czuję to wielki ciężar po prostu ustąpił. Nagle i nieodwracalnie. Ani trochę nie żałuję. Toksyczne relacje zawsze będą toksyczne, choćby je pokolorować na tęczowo i udawać, że teraz pachną. No nie pachną, nie są kolorowe w głębi i nic tego nie zmieni. Dobrze, że możemy dokonywać wyborów. To powinno dawać nam władzę do uszczęśliwienia siebie i swojego małego otoczenia.
Jest dobrze. Niech tak pozostanie.
Lato to moja ulubiona pora roku...niech trwa!